Czesław Kosior
- Obóz sympatyków, przyjaciół i sojuszników Rosji w Niemczech (tzw. Putinversteher) obejmuje całe spektrum polityczne tego kraju, od neonazistów i skrajnej prawicy (AfD, PEGIDA), przez część chadecji (CSU) i SPD po skrajną lewicę (Zieloni, Die Linke).
- Głównym motywem kierującym umiarkowanymi politycznie zwolennikami współpracy z Rosją są oczekiwane korzyści ekonomiczne (np. z importu gazu), w przypadku bardziej skrajnych ugrupowań istotne są względy ideologiczne (m.in. antyamerykanizm).
- Obecnie wszystko wskazuje na to, że po wyborach do Bundestagu w 2017 roku każdy nowopowstały rząd będzie bardziej prorosyjski od obecnego z kanclerz Angelą Merkel na czele.
- Coraz lepsze wyniki Alternatywy dla Niemiec (AfD) w wyborach lokalnych to efekt wzrostu popularności populistów, którzy eksploatują ożywiony w społeczeństwie niemieckim polityką migracyjną Merkel sprzeciw wobec islamskich imigrantów, ale też często towarzyszący temu eurosceptycyzm.
- AfD ma prorosyjskie poglądy, postuluje współpracę z Rosją w swym programie, zacieśnia współpracę na szczeblu młodzieżówek i utrzymuje kontakty z rosyjskimi dyplomatami.
- Alternatywa dla Niemiec wyrasta na poważną siłę polityczną – dla Rosji staje się ugrupowaniem, w które warto inwestować. Opcja promoskiewska w Niemczech to tym samym już nie tylko SPD i część chadecji, o Lewicy (Die Linke) nie wspominając.
- AfD ma szanse stać się w przyszłym Bundestagu siłą odgrywającą podobną rolę, co kiedyś FDP i Zieloni – języczka u wagi, małego koalicjanta, który jednak, dzięki zapewnieniu większości parlamentarnej, będzie miał dużo większe wpływy, niż by to wynikało z realnego poparcia społecznego.
Socjaldemokraci (SPD) i bawarscy chadecy (CSU) w osobach, odpowiednio, Franka-Waltera Steinmeiera, Sigmara Gabriela, Gernota Erlera oraz Horsta Seehofera, już otwarcie wzywają do resetu stosunków z Rosją. Rozpoczęcia procesu znoszenia sankcji i zacieśniania współpracy gospodarczej (choćby poprzez budowę Nord Stream 2). Są to znane i szeroko analizowane fakty. Problem zwolenników Moskwy w Berlinie jest jednak taki, że póki co karty rozdaje Angela Merkel i CDU. Kanclerz tymczasem jest wciąż zwolennikiem utrzymania sankcji, choć zarazem nieszczególnie widać, by w jakikolwiek sposób spowalniała chociażby proces realizacji projektu rozbudowy Gazociągu Północnego. Pozycja Merkel jednak słabnie i po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych należy się nastawiać na zmianę układu rządzącego, a co za tym idzie również i polityki wschodniej Berlina. Istotną rolę odegrać mogą skrajne siły, które nie kryją pozytywnego stosunku do Rosji.
Alternatywa dla Putina
Czwartego września w wyborach regionalnych w Meklemburgii-Pomorzu Przednim AfD zdobyła 20,8 proc. głosów, ustępując tylko SPD. Sensacją stało się jednak głównie to, iż Alternatywa pokonała CDU (19 proc.). Co prawda kilka dni później w wyborach komunalnych w Dolnej Saksonii CDU wyraźnie wygrała, a AfD zanotowała marne kilka procent, to jednak nie zmienia to ogólnego trendu wzrostowego dla Alternatywy. Potwierdziły to wybory do regionalnego parlamentu Berlina w dniu 18 września, w których chadecy dużo stracili, wypadając z koalicji rządzącej, a AfD znów zanotowała dwucyfrowy rezultat. Analizując wyniki wszystkich znaczących partii (SPD 21,6 proc., CDU – 17,6 proc., Lewica – 15,7 proc., Zieloni – 15,2 proc., AfD – 14,2 proc., FDP – 6,7 proc.) trzeba zauważyć, że siły, które Kreml może uważać za przyjazne Rosji, zdobyły w stolicy Niemiec łącznie aż dwie trzecie głosów. Biorąc pod uwagę nowy kształt koalicji w Berlinie oraz konfrontacyjne zapowiedzi socjaldemokratów, należy oczekiwać, że podobny układ może powstać za rok na szczeblu federalnym. Jeśli Niemcami zacznie rządzić koalicja lewicowa, będzie to w dużym stopniu zasługa AfD, która zapewne odbierze decydujące o pozostaniu u władzy lub przejściu do opozycji głosy chadekom. Już teraz, ta mająca zaledwie trzy lata partia ma posłów w dziesięciu z szesnastu parlamentów krajowych, dwóch posłów w Parlamencie Europejskim i rosnące szanse na duży sukces w najbliższych wyborach do Bundestagu.
Alternatywa dla Niemiec została założona w 2013 roku przez grupę intelektualistów i naukowców krytykujących z prawicowych pozycji m.in. zbyt europocentryczną ich zdaniem politykę CDU, szczególnie jeśli chodzi o kwestie gospodarcze. Początkowo AfD była konserwatywną alternatywą dla znużonych polityką Merkel Niemców, ugrupowaniem na prawo od CDU, mogącym przejąć głosy tych wyborców dotychczasowych chadecji, którym nie podoba się polityka europejska Berlina, odchodzenie od atomu, pogorszenie relacji z USA, czy też wreszcie systematyczne osłabianie potencjału militarnego. W 2013 r. AfD nie dostała się do Bundestagu, ale w 2014 r. wprowadziła siedmiu deputowanych do Parlamentu Europejskiego, gdzie dołączyli do frakcji z brytyjskimi konserwatystami i PiS. Równocześnie jednak władzę w AfD zaczęły przejmować środowiska bardziej radykalne i narodowe. Partia szybko traciła konserwatywno-liberalne oblicze (liberalne w sferze gospodarczej). W efekcie latem 2015 roku większość założycieli AfD odeszła. Dla nowych liderów ogromnym prezentem okazał się kryzys migracyjny.
AfD rośnie kosztem przede wszystkim CDU oraz mobilizując nieaktywnych dotąd wyborców. Wygrywa zdecydowanym antyislamskim i antyimigracyjnym programem. Alternatywa dla Niemiec jest zbliżona programowo do takich ugrupowań jak Wolnościowa Partia Austrii (FPÖ), francuski Front Narodowy czy brytyjska Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Łączy je m.in. stosunek do Rosji. Podczas zjazdu w Hanowerze w listopadzie 2015 r. AfD wezwała NATO do zawarcia sojuszu z Moskwą i zakończenia sankcji przeciwko Rosji. „Widzimy w Rosji pełnoprawnego współgracza w koncercie mocarstw (sic!) i ważnego partnera we wspólnej walce przeciwko terroryzmowi islamskiemu” – głosiła uchwała zarządu partii przyjęta przez delegatów zjazdu. Czołowym zwolennikiem zbliżenia z Moskwą okazał się na zjeździe szef AfD w Brandenburgii Alexander Gauland. Zwolennicy sojuszu z Rosją jako głównym argumentem posługiwali się twierdzeniem, jakoby wszystkie antyrosyjskie działania osłabiały koalicję przeciwko terroryzmowi. AfD domagała się zniesienia wszystkich sankcji wobec Rosji oraz przywrócenia przez NATO i UE normalnych relacji z Moskwą. Aneksja Krymu nie powinna zdaniem partii stanowić w tym przeszkody.
Na zjeździe partii na przełomie kwietnia i maja 2016 r. Alternatywa przedstawiła swoją wizję Niemiec po wyborach parlamentarnych w 2017 r. Program jest wymierzony w obecny establishment polityczny RFN oraz w Unię Europejską i w mniejszym stopniu w NATO. AfD chce powrotu do silnego państwa niemieckiego w Europie Narodów. W części dotyczącej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa podkreśla wagę stosunków z Moskwą („bezpieczeństwo w Europie bez Rosji nie jest możliwe”), ale w dość wstrzemięźliwy sposób, choćby w porównaniu z uchwałą z listopada 2015.
Konferencje, delegacje, rozmowy
Czego nie ma w programie, jest w codziennej aktywności działaczy AfD i ich deklaracjach. Jak choćby usprawiedliwianiu aneksji Krymu oraz żądaniu zniesienia sankcji nałożonych na Rosję. Czołowi politycy AfD, jak wiceszef partii Alexander Gauland, realizują prorosyjski kurs od chwili założenia ugrupowania. Gauland pod koniec 2015 r. poleciał do Rosji na koszt fundacji prawosławnej, której głównym donatorem jest Władimir Jakunin, były oficer KGB z kręgu bliskiego Putinowi. W Petersburgu Gauland spotkał się m.in. z członkami Dumy i głównym ideologiem euroazjatyzmu i guru wielu zachodnich populistów: Aleksandrem Duginem. Z kolei wspomniany Jakunin miał być – jak donosił „Bild” – gościem konferencji przyjaciół Rosji w berlińskim Hotelu Maritim (15-16 listopada 2014). Imprezę pod hasłem „Pokój z Rosją” organizował Jürgen Elsässer, były komunista, dziś jeden z najbardziej zagorzałych propagandzistów Putina w Niemczech. Elsässer ogłosił, że Bruksela jest stolicą „nowego ZSRR” w obecności 700 gości, wśród nich, obok Jakunina czy Gaulanda, Egona Bahra z SPD oraz dwóch członków neonazistowskiej NPD: Franka Franza i Sebastiana Schmidtkego. Rosja zainteresowana jest współpracą z NPD. Udo Voigt, jej przedstawiciel w Europarlamencie, był na konferencji różnych skrajnie prawicowych ruchów europejskich w St. Petersburgu w marcu 2015, na zaproszenie partii Rodina wicepremiera Dmitrija Rogozina. Partia Narodowo-Demokratyczna nie ukrywa nostalgii za NRD, a w 2011 r. połączyła się z inną skrajnie prawicową partią, Niemieckim Związkiem Ludowym, który był związany z LDPR i jej liderem, Władimirem Żyrinowskim.
W grudniu 2014 roku „Der Spiegel” donosił, że w listopadzie w ambasadzie Federacji Rosyjskiej przy Unter den Linden pojawiła się delegacja z AfD, z Gaulandem na czele. Rosjanie mieli zaproponować partii „strategiczne konsultacje”. Gauland wyjaśnił, że nie widzi argumentów przemawiających przeciwko podjęciu regularnych konstruktywnych kontaktów z Rosjanami, tym bardziej, że inne zaprzyjaźnione kraje nie wystąpiły z taką ofertą. Jednak ówczesny lider partii Bernd Lucke, po nagłośnieniu sprawy przez media, zdystansował się od pomysłu współpracy z Rosjanami. AfD musiała też dementować plotki, jakoby strona rosyjska próbuje zdobyć wpływ na partię, oferując jej działaczom kredyty.
Ożywione kontakty pozostają faktem. Eurodeputowany AfD Marcus Pretzell był na Międzynarodowym Forum Ekonomicznym w Jałcie, już na okupowanym przez Rosjan Krymie. Poproszony o zabranie głosu z dumą oświadczył: „My w Alternatywie dla Niemiec reprezentujemy zagrożenie nie tylko dla rządu Ukrainy, ale też dla rządu Niemiec”. Björn Höcke, szef AfD w Erfurcie, to najbardziej wpływowa postać nacjonalistycznego skrzydła w partii. Nie ukrywa powiązań z ruchem PEGIDA i lubi prowokować. Ostatnio wezwaniem do wyprowadzenia Niemiec z NATO. Najbliżej Rosjan jest jednak młodzieżówka AfD, czyli Młoda Alternatywa (Junge Alternative – JA). Jej szef Markus Frohnmaier jeździ do Donbasu i na Krym. Jest zwolennikiem zbliżenia z Rosją, gorąco broni aneksji Krymu. Działacze JA spotykają się z ludźmi z ambasady Rosji i nawiązali współpracę z młodzieżówką putinowskiej partii Jedna Rosja. W 2015 roku przedstawiciele młodzieżówki AfD pojawiali się na prokremlowskich konferencjach na Ukrainie i w Serbii.
Nie wszystkim w partii podoba się romans z Moskwą, ale szefostwo partii nie pozostawia wątpliwości: wschód to kierunek strategiczny. Nie bez znaczenia jest to, że taka polityka się partii opłaca. Prorosyjskie poglądy bowiem pomagają zdobyć poparcie wśród 2,5 mln tzw. późnych repatriantów. Spätaussiedler to etniczni Niemcy, którzy przez pokolenia żyli w Rosji, a wielu z nich do dziś utrzymuje bliskie kontakty z byłą ojczyzną. W AfD powstała nawet sieć tzw. Russlanddeutsche. Taka strategia przynosi owoce. W Villingen-Schwenningen w Badenii-Wirtembergii AfD zdobyła 42 proc. poparcia, w Wertheim z kolei – 52 proc.. W obu miastach mieszkają duże społeczności rosyjskich Niemców. Czy to jedyna korzyść dla AfD z prorosyjskiego programu? 26 listopada 2014 r. „Bild” oskarżył partię, że jest finansowana przez Kreml. Niemiecki tabloid, cytując „źródła” wywiadu niemieckiego i analizę moskiewskiego think-tanku Centrum Strategicznych Komunikacji, napisał, że Rosja sprzedaje AfD przez pośredników złoto po cenie dużo niższej niż rynkowa. Partia miała nawet nie wiedzieć, że coś takiego się dzieje. Bernd Lucke, założyciel i poseł AfD zaprzeczył doniesieniom o tej „nieświadomej” korupcji: „Nie mamy oznak rosyjskiej ingerencji. Uznaję te doniesienia za nieprawdziwe”. Obecnie nie ma dowodów, że AfD dostaje pieniądze z Moskwy. Skarbnik partii Klaus Fohrmann kategorycznie zaprzecza takim spekulacjom. Ale przed wyborami do trzech landów w marcu br. pojawiło się znaczące wsparcie kampanijne od anonimowego donatora.
Lewa noga
Kreml ma zwolenników również na skrajnej lewicy. Pod koniec kwietnia 2014 w niemieckich mediach związanych z lewakami opublikowano list otwarty do Władimira Putina, którego autorzy zauważali, że „nawet w latach zimnej wojny Rosja nie wykorzystywała w charakterze politycznego argumentu przeciwko Niemcom tego faktu, że 27 milionów jej obywateli zginęło w czasie II wojny światowej. Już sama ta liczba nadaje szczególną jakość stosunkom między naszymi narodami”. Autorzy listu obwiniali władze Niemiec o jednostronne podejście do problemu ukraińskiego i nazwali „obrzydliwym” opisywanie przez niemieckie media sytuacji wokół Ukrainy. Na koniec życzyli Putinowi sił i zdrowia „w Pana obecnej i, mamy nadzieję, następnej kadencji prezydenckiej”.
Część europejskiej skrajnej lewicy – choćby niemieckiej – widzi w konflikcie na Ukrainie odwieczną walkę „antyfaszysty” Putina z „banderowskimi” wrogami. Die Linke – jej fundamentami są ideologia wschodnioniemieckich komunistów i byli działacze partii komunistycznej w NRD – od początku kryzysu na Ukrainie ostro krytykuje politykę Niemiec i Zachodu, nowe władze w Kijowie nazywa „faszystami”, wzywa do zniesienia sankcji i nawet uznania referendum na Krymie. Przedstawiciele Die Linke jeździli do okupowanej części Donbasu i spotykali się z Aleksandrem Zacharczenką. Lider frakcji Lewicy w Bundestagu Gregor Gysi głosił, że „Zachód powinien uznać legalne interesy Rosji na Krymie.. Rosji należy zapewnić gwarancje, że Ukraina nie zostanie członkiem NATO”. Skrajnej lewicy nie przeszkadza fakt, że popierając Putina stają w jednym szeregu z prawicowymi radykałami. Sympatia do Putina wynika częściowo z ideologii i tradycji (jak w przypadku postkomunistów), a częściowo z rywalizacji ze skrajną prawicą, która odwołuje się w b. NRD do podobnego elektoratu. Gdy przychodzi do tematu Rosji i Ukrainy niemieccy „lewicowcy” mówią tym samym „geopolitycznym” językiem, co „prawicowcy”, których w innych sprawach krytykują.
Do obozu przyjaciół Moskwy zaliczają się też, jeśli mowa o siłach skrajnych, niemieccy Zieloni – od początku przeciwni wysłaniu przez USA ciężkiego sprzętu wojskowego i tysięcy żołnierzy do Europy Wschodniej, gdyż – jak mówią – zaostrzy to konflikt z Rosją.
Pomiędzy polityką, a działalnością służb.
Naiwnością byłoby zakładanie, że jedynym motywem prorosyjskich deklaracji i działań niemieckiej skrajnej lewicy i prawicy są w przypadku lewicy pacyfizm a wypadku zarówno lewicy jak i prawicy antyamerykanizm. Ważną rolę odgrywa pozostała po Stasi i KGB agentura i zależności powstałe jeszcze przed 1990-91 oraz nowe kontakty o wprost agenturalnym charakterze, ale też takie, w których Rosjanie sprytnie wykorzystali sporą dozę naiwności niemieckich działaczy, często nieświadomych tego, iż niewinne na pozór organizacje są w istocie tworami rosyjskich służb.
Warto przy tej okazji pamiętać, że wśród prowadzonych przez drezdeńską placówkę KGB (tj. tą , w której służył W. Putin) współpracowników w RFN i NRD byli m.in. działacze neonazistowscy. Już wówczas dla Łubianki, Jasieniewa i dla GRU jasne było, że łatwiej jest przeniknąć i zainspirować siły skrajne niż niemieckie centrum. Obiektywne osłabienie politycznego centrum spowodowało jednak, że rosyjskie wpływy widać niestety również w partiach tradycyjnie kojarzonych z „republiką bońską”. Kluczowe znaczenie z punktu widzenia Polski ma to, iżby stare partie – nawet jeśli zostaną osłabione – nie straciły władzy. Powyższe każe zastanowić się w jaki sposób Warszawa może pomóc Berlinowi, a w zamian – niejako przy okazji – uzyskać również koncesje dla siebie. W historii miały już miejsce przypadki, gdy wiedza uzyskana przez Polskę miała bezcenne znaczenie dla A. Merkel. Warto zastanowić się, czy również i teraz Polska nie może udzielić również takiego wsparcia, które mogłoby przechylić szalę na rzecz „republiki bońskiej”.
—————————–
zdjęcie: http://www.kremlin.ru/events/photos/2003/05/46482.shtml