Wojna informacyjna z Rosją. Przyczyny porażek Polski i propozycje reakcji.

Witold Jurasz

  • Polska przegrywa wojnę informacyjną z Rosją. Walka z dezinformacją jest modnym tematem – poświęcane są jej niezliczone konferencje i debaty, a wiele osób z pisania o tym aspekcie działalności Rosji uczyniło sposób zarabiania pieniędzy. W rzeczywistości nic się nie zmienia, a roysjkie działania coraz bardziej wpływają na rzezywistość społeczno – polityczną w Polsce.
  • Polska przegrywa z rosyjską dezinformacją już na poziomie szkół, które nie uczą krytycznego myślenia.
  • Rosja wygrywa wojnę informacyjną również dzięki skłóceniu polskich partii, marnej jakości znacznej części mediów oraz braku wspólnej narracji narodowej.
  • Nie pomaga przesada i histeria oraz poszukiwanie wszędzie „ruskich agentów”.
  • W Rosję wbrew pozorom łatwo uderzyć. Warto rozważyć podjęcie działań ofensywnych zamiast skupiania się na obronie.
  • Należy rozważyć uznanie szerzenia rosyjskiej dezinformacji za udział w działaniach dywersyjnych obcych służb i w ślad za tym wprowadzić do kodeksu karnego zapisów o odpowiedzialności za takie działania.

Polska przegrywa walkę z inspirowaną przez Rosję dezinformacją i fake news. Równocześnie są w Europie kraje – np. Finlandia – które sobie z rosyjską agresją informacyjną radzą. Przez Polskę przetoczyła się ca. rok – półtora roku temu fala dyskusji na temat rosyjskiej dezinformacji i fake news. Można odnieść wrażenie, że popularność tematu zmalała, a dyskusje o rosyjskiej dezinformacji nie przyniosły żadnych konkluzji. Nie są też podejmowane żadne poważniejsze działania, które mogłyby przeciwdziałać rosnącemu wpływowi rosyjskiej kampanii dezinformacyjnej na polską opinię publiczną.

Przyczyną uciekania się Rosji do dezinformacji jest to, że Moskwa jest w starciu z Zachodem słabszym partnerem, a sabotowanie debaty publicznej jest wynikiem konstatacji tego stanu rzeczy przez Kreml. Dużo silniejszy Zachód przegrywa w starciu z Moskwą i wydaje się ustępować w walce o przyszłość państw takich jak Ukraina i Białoruś, mimo, że Moskwa ani nie gwarantuje, ani nawet nie obiecuje w zamian za ustępstwa Zachodu poważniejszych koncesji ze swojej strony. Chyba, że koncesją ową ma być wygaszanie kampanii dezinformacyjnej wymierzonej w zachodnie demokracje. Nie możemy jednak mieć pewności, że zawieszenie broni obejmować będzie również zawieszenie ataków informacyjnych na nasz kraj. Z tego powodu warto do kwestii sposobów zwalczania dezinformacji wrócić.

Czym się różni Rosja od Związku Sowieckiego?

Istotą rosyjskiej kampanii dezinformacji jest to, iż Rosja – w odróżnieniu od Związku Sowieckiego – nie twierdzi, że oferuje lepsze niż Zachód rozwiązania. Jej celem jest raczej podważanie podstaw systemu zachodniego, a nie oferowanie alternatywy. Z tej też racji niemożliwym jest i nie należy poszukiwać jednego konkretnego przekazu płynącego ze strony Moskwy. Inny przekaz kierowany jest bowiem kanałami oficjalnymi, inny funkcjonuje w pełnych rosyjskich trolli mediach społecznościowych, inny trafia do osób głęboko wierzących, a jeszcze inny kierowany jest do elit intelektualnych. Błędem jest szukanie elementów łączących te przekazy rodem z Kremla, bowiem każdy z nich jest odmienną całością. Elementem łączącym wszystkie strumienie kremlowskiej propagandy jest jedynie to, co opisała Hannah Arendt stwierdzając, że “totalitarna propaganda może obrażać zdrowy rozum tylko tam, gdzie zdrowy rozum przestał funkcjonować”. Moskwa rozumie, że zanim zacznie wmawiać nam, że tak naprawdę równie dobrze byłoby nam w NATO i UE, jak i poza nimi, najpierw musi postarać się, byśmy stracili umiejętność logicznego myślenia i rozsądnej dyskusji. Służyć może temu wiele kampanii pozornie z NATO nijak nie związanych. Każdy bowiem obsesjonat – czy to twierdzący, że szczepionki wywołują autyzm, czy też twierdzący, że celem amerykańskiej ustawy 447 jest odebranie Polsce mitycznych „300 miliardów dolarów”, czy też wierzący w to, że smugi kondensacyjne na niebie to „chemitrails” – jak i człowiek kłótliwy i doprowadzający do tego, że Polacy nie chcą już ze sobą rozmawiać w istocie służy Moskwie.

Wiele kłamstw zamiast jednego

W zakresie każdej sprawy, która jest przedmiotem dezinformacji Kreml nie promuje jednego spójnego wewnętrznie kłamstwa jako alternatywy wobec prawdy, rozumiejąc, że skuteczniejsze jest oferowanie całego spektrum półprawd i kłamstw. Szczepionki mogą więc wywoływać autyzm, choroby psychiczne, powodować paraliż, albo być spiskiem żądnych zysku firm farmaceutycznych, jeśli zaś zajdzie potrzeba to dowiemy się o kolejnych ich wadach. Brak spójności przekazu nie jest słabością, a siłą kampanii dezinformacyjnej. Co istotne rosyjskie kłamstwo nie wchodzi polemikę  z prawdą (choć udaje, że tego właśnie chce). Sytuacja przypomina nieco to, co zrobiono w Rosji z opozycją, którą – zamiast zwalczać – postanowiono stworzyć niejako od zera tyle, że tak, aby też de facto była agenturą Kremla.

Tak jak błędem prawdziwej rosyjskiej opozycji było wchodzenie w dialog z udającymi opozycjonistów kremlowskimi agentami, tak błędem jest też podejmowanie rozmowy np. ze środowiskami antyszczepionkowymi, gdyż dyskusji z kimś kto świadomie kłamie, nie ma elementarnej wiedzy, albo umiejętności logicznego myślenia wygrać nie sposób. Samo zaś podjęcie rozmowy nobilituje pseudonaukę. Alternatywą wobec dialogu jest monolog (który musi sprawiać wrażenie otwartego, choć takim być nie powinien), tj. aktywne działania uświadamiające stan faktyczny. Do pozorowanego dialogu zapraszać należy przy tym wyłącznie najgłupszych przedstawicieli ruchów antyszczepionkowych. Im bowiem bardziej prymitywny rozmówca, tym większa szansa na ośmieszenie tego ruchu.

Podobnie ma się sytuacja z dyskusją z Rosją. Trwałą słabością Zachodu – w tym i Polski – jest traktowanie zadaniowanych na liberałów współpracowników, bądź wręcz oficerów rosyjskich służb specjalnych jako autentycznych przedstawicieli liberalnych środowisk. Osoby takie wprowadzają tymczasem jedynie zamęt i dezinformację do naszego sposobu myślenia o Rosji. Zdecydowanie lepszą metodą jest podejmowanie dyskusji z możliwie najbardziej antypatycznymi, szowinistycznie wielkoruskimi, a optymalnie również bezczelnymi rosyjskimi politologami. Gdy zaś mowa o konferencjach międzynarodowych z udziałem polityków i mediów z Zachodu – optymalne jest zapraszanie wręcz homofobów i rasistów. Ani pseudoliberałów, ani jawnych szowinistów rzecz jasna do niczego nie zdoła się przekonać (a nawet jeśli, to i tak nie będzie to mieć znaczenia, bowiem oni z kolei nie przekonają nikogo w Rosji), ale rozmowa z tymi, którzy Zachodu autentycznie nienawidzą ma ten walor, że jeżeli w danej konferencji wezmą udział politycy, publicyści, eksperci oraz dziennikarze z Zachodu, to powstaje szansa, że usłyszą, co realnie Rosja sądzi.

Dlaczego Finowie wygrywają wojnę informacyjną?

Niezależnie od tego, co powyższe, można zastosować kilka innych recept z powodzeniem stosowanych np. przez Finlandię, która jako jeden z nielicznych krajów Zachodu wygrywa z rosyjską kampanią w tym zakresie.

Siłą Finlandii jest przede wszystkim przeprowadzona przez Helsinki  reforma systemu edukacji, której celem jest, by szkoły uczyły nie rozwiązywania testów, ale krytycznego myślenia, logiki, weryfikowania źródeł informacji, traktowania autorytetów z szacunkiem przy równoczesnym braku bezkrytycznego przyjmowania jakichkolwiek prawd. W Polsce tak się niestety nie dzieje, a polska szkoła nie tylko już nie uczy logiki, ale ogranicza ilość matematyki. Co gorsza, nauczanie historii w rosnącym stopniu opiera się na mitach. Przykładowo: o ile zrozumiałe jest czczenie bohaterstwa Powstańców Warszawskich, to już nazywanie klęski (a tym było przecież Powstanie Warszawskie) zwycięstwem wprowadza fatalny schemat myślenia do mózgów młodych ludzi. Brak logiki – a tym jest nazywanie przegranej bitwy zwycięstwem – powoduje spustoszenia dokładnie takie o których marzy Moskwa, która niczego tak się nie obawia, jak racjonalnie myślącej i działającej Polski.

Młodych ludzi już na etapie szkoły należy uczulać również na manipulację na poziomie języka, tj. manipulowanie teoretycznie informacyjnymi jedynie materiałami za pomocą odpowiedniego doboru słów. Rosja nigdy na przykład nie mówi o „wojnie” na Ukrainie ale o „sytuacji na Ukrainie”. Na Ukrainie nie doszło ani do rewolucji, ani do Majdanu, ale do „antykonstytucyjnego zamachu stanu” w wyniku którego ukraińscy „pacyfikatorzy” (a nie żołnierze) oraz „banderowcy” (a nie ochotnicy) zwalczają „partyzantów” (a nie regularne wojska rosyjskie). Fińska szkoła uczy, żeby zwracać na to uwagę.  Polska szkoła tego nie uczy.

Co gorsza, trudno uczulać obywateli na to, iż nawet suche fakty można podawać w sposób nacechowany emocjonalnie w sytuacji, gdy prorządowa telewizja publiczna z jednej strony i – na inną skalę, ale niestety też – niegdyś szacowne media opozycyjne, wyspecjalizowały się na naszym krajowym podwórku w takim samym postępowaniu jak Rosjanie (stąd jedni mówią o „totalnej opozycji”, a drudzy o „pisowskim reżimie”).

Kolejną służącą Moskwie sytuacją jest promowanie przez media postaw skrajnych, a tym samym prowokowanie sytuacji w której debata publiczna coraz mniej przypomina dyskusję, a w coraz większym stopniu połajanki i wzajemne obrażanie się. Powyższe nie jest jednak celem, a jedynie środkiem, gdyż celem jest spowodowanie, by ludzie umiarkowani czuli rosnące obrzydzenie do debaty publicznej. Media w Finlandii zawarły nieformalne porozumienie, że nie będą podgrzewać atmosfery politycznej. Znakomita część polskich mediów – również tych antyrosyjskich – bardziej ceni swoje wyniki oglądalności niż dobro kraju.

Rządzącym Rosją b. oficerom KGB służy brak idei spajającej naród poddany wojnie informacyjnej. W Finlandii siły polityczne zrozumiały, że spór polityczny musi mieć granice i nie może oznaczać, że Finów już nic nie będzie łączyć. Polskie elity polityczne wydają się tego nie rozumieć.

Polityczna poprawność i jej skutki

Rosja wykorzystuje też zmęczenie zachodniej opinii publicznej nadmierną polityczną poprawnością. Rosyjscy propagandziści skonstatowali, że w wyniku politycznej poprawności żarty, które uznano by kiedyś za niestosowne, stają się akceptowalne. Okazuje się, że wizerunek brutalnego macho sprzedaje się bardzo dobrze, przy czym promowaniu tego wizerunku towarzyszy specyficzne poczucie humoru. Władimir Putin sam pozwala sobie na seksistowskie uwagi. Propaganda posuwa się jednak znacznie dalej. Najlepszym przykładem jest mem (też narzędzie propagandy) nawiązujący do prawosławnych Świąt Wielkanocnych. Składając życzenia zwyczajowo mówi się  „Chrystus zmartwychwstał”, a odpowiedzią jest  „w rzeczy samej zmartwychwstał”. Gdy zaatakowany w Wielkiej Brytanii gazem bojowym Siergiej Skripal wbrew oczekiwaniom przeżył, pojawił się mem w którym szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zwraca się do Władimira Putina słowami „Skripal zmartwychwstał”, a Władimir Putin odpowiada „w rzeczy samej zmartwychwstał”. W Polsce wzajemne napędzanie się lewicowej politycznej poprawności i prawicowego przesuwania granic debaty oraz jawnego seksizmu, a czasem również rasizmu, jest częścią naszej rzeczywistości.

Kolejnym schematem rosyjskiej propagandy jest wyszukiwanie niszowych tematów, które są ignorowane przez media danego państwa i nieraz obiektywne ich opisywanie. Przykładem mogą być znakomite filmy dokumentalne, realizowane przez (poza tym skrajnie nieuczciwą) telewizję RT (dawniej Russia Today). Niestety, tematów zaniedbywanych przez polską debatę publiczną jest aż nadto. Najlepszym przykładem jest kwestia ustawy 447, której znaczenia z jakiegoś powodu postanowiono przez długi czas Polakom nie tłumaczyć.

Pożyteczni idioci Kremla

Rosja poza samą dezinformacją stosuje też kilka trików, których celem jest odwrócenie uwagi od jej kampanii dezinformacji. Na rękę Moskwie jest sytuacja w której nadużywa się słów agent, czy też zdrajca. Z czasem słowa te przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, a realnie działający na rzecz Rosji niczym się już nie różnią od tych, którzy rosyjskie działania zwalczają. W Polsce od agentów, zdrajców, zaprzańców wyzywani są już w zasadzie wszyscy uczestnicy debaty publicznej.

Sojusznikami rosyjskich kampanii dezinformacyjnych bywają też ich tropiciele. Jeśli bowiem popadają w przesadę i niemal każde zdarzenie przypisują Władimirowi Putinowi, to pomijając już fakt, że budują jego image supermena, to przede wszystkim jednak odwracają uwagę od tych sytuacji, gdzie rosyjskie ślady są ewidentne. Dokładnie tak dzieje się w naszym kraju, gdzie zdarzenia nieistotne, czy też przypadkowe interpretowane są jako wynik działań Rosji.

Służą też Rosji, jakkolwiek nieświadomie, również i ci którzy tropiąc prorosyjskich polityków zajmują się środowiskami niszowymi i pozbawionymi znaczenia, równocześnie ignorując tych, którzy realnie doprowadzają do korzystnej dla Rosji ewolucji polityki danego państwa. Również i w naszym kraju widać było w pewnym momencie wzmożenie, którego efektem było tropienie szkodliwych, ale zarazem realnie pozbawionych znaczenia środowisk narodowców, przy jednoczesnym braku zainteresowania tymi politykami, którzy realnie przyczynili się do pogorszenia naszych relacji np. z Ukrainą.

Byleby granty były

Paradoksalnie na rękę Moskwie było również wzmożenie zainteresowania dezinformacją i fake news. W przypadku naszego kraju zajmowanie się tymi tematami stało się w pewnym momencie modne, a co więcej dawało szanse na otrzymanie grantów. W efekcie rosyjską dezinformacją zaczęli się zajmować raczej umiejący „pisać projekty”, niż znający się na Rosji.  Efekt był taki, że odbyła się cała masa konferencji i paneli dyskusyjnych, powstały dziesiątki lepiej lub częściej niestety gorzej napisanych opracowań (przygotowując się do napisania tego tekstu korzystałem z opracowań powstałych w NATO, Finlandii i Estonii), ale w tzw. „realu” nie zmieniło się nic. Co gorsza, nic nie zmieniło się również w naszej – niezmiennie nieskutecznej – polityce wschodniej. Walka z fake newsami stała się wygodnym tematem zastępczym, którym zastąpiono dyskusję na temat przyczyn braku skuteczności tej polityki. Autorzy naszych porażek mają się świetnie, granty zostały rozdysponowane i tylko wyników, jak nie było, tak nie ma.

Zarysowany wyżej obraz rzeczywistości musi niestety martwić. Wbrew pozorom walkę z rosyjską dezinformacją można bowiem wygrać. Po pierwsze reformując naszą edukację, po drugie doprowadzając do poprawienia jakości polskiej debaty publicznej, po trzecie doprowadzając do sanacji mediów, po czwarte – rozliczając ludzi z realnych, a nie pozorowanych działań. Wszystko to, co powyżej nie wyczerpuje katalogu środków.

Czas na działania ofensywne

Wymieniony powyżej katalog działań nie wyczerpuje jednak możliwości walki z kremlowską dezinformacją. Można bowiem pójść znacznie dalej i podjąć działania ofensywne.

Przede wszystkim należałoby zbadać, czy Rosja gotowa byłaby wstrzymać swoje ofensywne działania, gdy sama była zagrożona atakiem informacyjnym, przy czym atak taki musiałby być skierowany nie na państwo rosyjskie, ale na rosyjskie elity np. poprzez podanie do publicznej informacji faktów świadczących o korupcji elit władzy. Nie można wykluczyć, że powyższe mógłby spowodować wycofania się Moskwy z podjętych działań propagandowych wymierzonych w Zachód. Co istotne, w wypadku Rosji nie byłoby wcale konieczności zmyślania, by boleśnie uderzyć. Wystarczyłoby mówić prawdę.

Należałoby  też, skoro rosyjska kampania dezinformacyjna jest dziełem rosyjskich służb, rozważyć zapisanie w kodeksie karnym nowej definicji działalności dywersyjnej, tak aby obejmowała ona udział w rosyjskiej wojnie informacyjnej przeciw Polsce. Powyższe jest ryzykownym posunięciem zważywszy na autorytarne ciągoty obecnej władzy, ale warto o tym myśleć. Wolność słowa jest wartością nadrzędną, ale skoro można zamykać konta rosyjskich trolli na facebooku i twitterze, to może czas zacząć też zamykać kłamców będących na rosyjskim żołdzie. W Finlandii założyciel szerzącej nienawiść rasową i dziwnym trafem zarazem porosyjskiej strony internetowej Ilja Janitskin właśnie trafił na 22 miesiące do więzienia. Finlandię od Polski różni jednak to, że w Finlandii politycy nie zarzucają sobie nawzajem co i rusz zdrady.

Rosyjska dezinformacja stanowi poważne zagrożenie dla całego Zachodu, przy czym im słabsze wewnętrznie dane państwo, tym groźniejsza jest wymierzona weń kampania dezinformacji. Polska niestety jest jednym ze słabszych państw Zachodu i z tej racji powinna szczególnie bacznie przyglądać się działaniom Rosji. By pokonać rosyjską kampanię dezinformacji konieczny jest ponadpartyjny consensus odnośnie metod zwalczania rosyjskich działań. Na nic takiego się niestety nie zanosi, co oznacza, że o ile Zachód jako całość nie wypracuje adekwatnej odpowiedzi (na co również nic nie wskazuje), działania wymierzone w Polskę będą wyłącznie intensyfikowane.

…………

zdjęcie pochodzi ze strony http://en.kremlin.ru/press/photo