Modernizacja Sił Zbrojnych RP. Część 3 – Marynarka Wojenna

Maciej Kucharczyk

  • Marynarka Wojenna jest najsłabszym elementem polskich sił zbrojnych. Od 1994 roku nie otrzymała żadnego nowego okrętu. Największy potencjał ma Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy, co samo w sobie wiele mówi o stanie sił morskich RP.
  • Niemal wszystkie okręty, kupione jeszcze w czasach PRL lub później z drugiej ręki, są przestarzałe. Wiele służy tylko w celu utrzymywania poziomu wyszkolenia załóg.
  • Formalnie ogłoszono zamiar zakupienia szeregu nowych okrętów, jednak działania w tym kierunku idą powoli i z jednym wyjątkiem potwierdzającym regułę, są opóźnione.
  • Istotnym problemem jest słabość polskiego przemysłu stoczniowego. Przy kładzeniu nacisku na budowę nowych okrętów w Polsce, oznacza to dodatkowe koszty i opóźnienia związane z modernizacją zakładów.
  • Czy wydawanie około 10 miliardów złotych na modernizację Marynarki Wojennej do 2022 roku jest w ogóle opłacalne z punktu widzenia interesu państwa? Część planów wydaje się nie liczyć z realnymi możliwościami budżetu i potrzebami bezpieczeństwa narodowego.

Marynarka Wojenna jest tradycyjnie najsłabszym rodzajem polskich sił zbrojnych. Było tak w okresie międzywojennym, w czasach PRL, jest tak również teraz. MW od dwóch dekad nie otrzymała naprawdę nowego okrętu, musząc się zadowalać jednostkami kupowanymi z drugiej ręki. Wiele z nich ma mały lub skrajnie mały potencjał bojowy i służy głównie do utrzymywania poziomu wyszkolenia załóg. Zaradzić temu ma szeroko zakrojony proces modernizacji, zapisany formalnie w Planie Modernizacji Technicznej SZ RP na lata 2017-2022. Wzmocnienie MW uznano tam za jeden z kluczowych priorytetów. Do 2019 roku na ten cel ma zostać wydane około czterech miliardów złotych.

Podobnie było jednak z wcześniejszą odsłoną planu modernizacji obejmującym lata 2013-2022. Tam również zapisano szereg programów zakładających budowę nowych okrętów i zakup sprzętu dla MW. Teoretycznie powinno już trwać kilka zaawansowanych programów zbrojeniowych. Tymczasem za realnie realizowany można uznać dzisiaj tylko jeden – budowę nowego niszczyciela min Kormoran II. Wszystkie pozostałe programy mają znaczne opóźnienia, lub tak jak zakup okrętów podwodnych, wydają się cofać.

Co więcej, jak wynika z nowej odsłony planu modernizacji zreferowanej na targach MSPO w Kielcach przez szefa Zarządu Planowania Rzeczowego Sztabu Generalnego płk Krzysztofa Zielińskiego, realne rozpoczęcie najważniejszych programów okrętowych ciągle odsuwa się w czasie. Można zaryzykować stwierdzenie, że w takim kształcie jaki jest deklarowany obecnie, nie zostaną one zrealizowane nigdy. W przeszłości już kilka razy ogłaszano duże programy modernizacji MW, jednak padały one ofiarą cieć jako pierwsze, gdy zaczynało brakować pieniędzy. Działo się tak jeszcze w czasach PRL. Zmorą jest bowiem myślenie życzeniowe i kreślenie planów w oderwaniu od możliwości państwa oraz jego priorytetów.

Siły morskie są tradycyjnie pierwszymi, którym w Polsce obcina się budżet, kiedy zaczyna brakować pieniędzy. Dzieje się tak głównie z powodu przekonania, że mają one najmniejsze znaczenie w zapewnieniu bezpieczeństwa państwa. Polska nigdy nie była państwem morskim, co jest oczywiste ze względu na takie a nie inne uwarunkowania geostrategiczne w jakich się znajduje. W potencjalnym konflikcie zbrojnym z jedynym realnym wrogiem w regionie, Rosją, Morze Bałtyckie byłoby drugorzędnym teatrem działań. Przetrwanie Polski w pierwszej kolejności zależałoby od wyniku walk na granicy lądowej i w powietrzu. Panowanie nad morzem byłoby ważne, zwłaszcza w wypadku długotrwałej wojny, jednak nie kluczowe.

Cel istnienia Marynarki Wojennej

Nie należy z tego jednak wyciągać wniosku, że Marynarka Wojenna jest zbędna. Wręcz przeciwnie, ma wiele ważnych zadań w czasie tak wojny, jak i pokoju. Konieczne jest jednak ich wyraźne zdefiniowanie i budowanie sił floty w sposób adekwatny. Odpowiedniego oficjalnego opracowania, jasno opisującego miejsce Marynarki Wojennej w systemie bezpieczeństwa RP, jednak brakuje. Przykładowo w opublikowanej w 2014 roku Strategii Bezpieczeństwa Narodowego, opracowanej przez BBN, kwestia bezpieczeństwa morskiego nie została poruszona w ogóle. Nowa obsada tejże instytucji ogłosiła na początku 2016 roku rozpoczęcie prac nad kompleksową „koncepcją bezpieczeństwa morskiego”, która ma naprawić zaniedbanie ciągnące się od początku III RP, jakim jest nie określenie w sposób jasny zadań i ram działania floty.

Treść opracowania tworzonego w BBN można w znacznej mierze przewidzieć w oparciu o ogólne koncepcje wykorzystania sił morskich. Kluczowe będzie to, na jakie zadania zostanie położony większy nacisk.

Nie ulega wątpliwości, że podstawowym zadaniem Marynarki Wojennej jest obrona wybrzeża. Należy przez to rozumieć niedopuszczenie wroga do przeprowadzenia na nim operacji desantowej czy też ostrzału infrastruktury i miast. To zadanie o tyle istotne, że polskie wybrzeże jest wręcz idealnie ukształtowane do przeprowadzania desantu. Długie piaszczyste plaże i przeważnie brak większych przeszkód terenowych za nimi to niemal zachęta do planowania takiej operacji. Dodatkowo najważniejszy kompleks portów (Gdańsk i Gdynia) i główna baza polskiej floty (Gdynia) znajdują się zaledwie 80 km od najważniejszej bazy rosyjskiej Floty Bałtyckiej w Bałtyjsku. Nie należy się przy tym spodziewać masowych bombardowań i desantów z morza, bowiem rosyjska flota na Bałtyku ma na to zbyt szczupłe siły. Jednak różne uderzenia dywersyjne i wymierzone w kluczowe obiekty są jak najbardziej prawdopodobne, zwłaszcza, że ze względu na krótkie dystanse do pokonania mogą one być przeprowadzane bardzo szybko. Ćwiczenie operacji desantowych jest stałym elementem w procesie szkoleniowym Floty Bałtyckiej a w Bałtyjsku stacjonuje 336. Brygada Piechoty Morskiej.

Kolejnym kluczowym zadaniem, tak w czasie wojny jak i pokoju, jest ochrona szlaków żeglugowych, które mają istotne znaczenie dla polskiego handlu. Pływające po nich statki transportują około 30 procent towarów stanowiących polską wymianę handlową. Droga morska stanowi też najbardziej ekonomiczny sposób transportu dużych ładunków wojskowych. W przypadku pełnoskalowej wojny NATO – Rosja duże znaczenie miałaby zdolność do przyjmowania transportów wojskowych np. w Świnoujściu, zamiast ich rozładunku w portach zachodnioeuropejskich i dalszego transportu lądem. Obrona szlaków żeglugowych polega nie tylko na niedopuszczaniu w ich pobliże wrogich okrętów, ale też samolotów, usuwaniu min, reagowaniu na działania terrorystów i dywersantów, czy obronie przed rakietami przeciwokrętowymi. Zwłaszcza te ostatnie mogą być wyzwaniem na wypadek wojny, bowiem w Obwodzie Kaliningradzkim stacjonują między innymi wyrzutnie systemu obrony wybrzeża P-35 Redut o zasięgu rakiet wynoszącym do 270 km, czyli takim, który pozwala na podjęcie próby trzymania w szachu ruchu na całej Zatoce Gdańskiej i  centralnym Bałtyku.

Flota ma  też za zadanie przeprowadzanie ostrzału i blokady wrogiego wybrzeża. Bałtyk jest dla Rosji kluczowym szlakiem transportowym. Przez bałtyckie porty przechodzi między innymi połowa kontenerów wykorzystywanych w rosyjskim handlu. To również ważny szlak służący do wywiezienia 1/3 całego rosyjskiego eksportu ropy. Dodatkowo po dnie morza biegnie ważny gazociąg Nord Stream, który ma być rozbudowywany. W wypadku wojny pełnoskalowej rosyjski handel w kierunku zachodnim i tak by ustał, jednak w wypadku ograniczonego konfliktu zdolność do jego blokowania lub szantażowania miałaby duże znaczenie. Równie ważna jest zdolność do zablokowania Obwodu Kaliningradzkiego, który w wypadku wojny może być sprawnie zaopatrywany z Rosji wyłącznie morzem. Okręty mogą też służyć do ataków na rosyjskie cele lądowe. W samym Obwodzie Kaliningradzkim jest ich dość na zajęcie floty wielkości polskiej. Współczesne uzbrojenie okrętowe pozwala jednak sięgać znacznie dalej. Rakiety manewrujące mają zasięg liczony w tysiącach kilometrów i mogą służyć do ataku na liczne cele strategiczne w europejskiej części Rosji. Powyższe mogłoby mieć kluczowe znaczenie i stanowić jeden z filarów naszych możliwości odstraszania.

Okręty mogą jednak służyć nie tylko do działań bojowych i patrolowych na Bałtyku. Ważnym zadaniem Marynarki Wojennej jest prezentowanie polskiej bandery i uczestnictwo w operacjach sojuszniczych. Okręty wojenne od wieków pełnią funkcję ambasadorów i reprezentantów swoich państw. Dość spojrzeć na działania mocarstw, które utrzymują w ważnych dla siebie regionach siły morskie dla zaznaczenia swojej siły i obecności. Wysyłają też okręty na pokazowe rejsy i wizyty, prezentując swój potencjał (np. niedawna wizyta okrętów chińskich w Gdyni, będąca elementem propagandowego pokazu sił gwałtownie rozbudowywanej floty ChRL). Ponieważ Polska nie odgrywa roli mocarstwa, to w tym zakresie główne znaczenie ma kwestia wspierania sojuszników np. w patrolowaniu Morza Śródziemnego czy zwalczaniu piractwa. Oznacza to budowanie dobrych relacji i dbanie o światowy handel, od którego polska gospodarka jest zależna. Nie ma jednak wątpliwości, że udział Marynarki Wojennej w takich działaniach może mieć charakter symboliczny a siły do nich przeznaczone powinny być adekwatne.

Jaka ma być flota?

Przyszły kształt Marynarki Wojennej zależy głównie od oceny stopnia ważności wymienionych wyżej zadań. W przestrzeni publicznej często pojawiają się głosy przekonujące o konieczności wzmocnienia potencjału ekspedycyjnego polskiej floty, argumentowane zależnością polskiej gospodarki od handlu światowego i koniecznością wykazania solidarności z sojusznikami. Najpierw należałoby jednak zadbać o stworzenie sił zdolnych do skutecznej obrony polskiego wybrzeża i szlaków żeglugowych na Bałtyku, bowiem w obecnym kształcie Marynarka Wojenna ich nie posiada. Wiarygodność Polski w NATO przede wszystkim zależy od zdolności do obrony własnego terytorium, a nie możliwości wysłania na wody Zatoki Perskiej fregaty i okrętu zaopatrzeniowego, aby mogły czysto symbolicznie wesprzeć 5. Flotę US Navy dysponującą nieporównywalnie większym potencjałem od całej naszej Marynarki Wojennej.

Można się również spotkać ze zdaniem diametralnie odmiennym, podważającym całkowicie sens posiadania sił morskich na akwenie tak małym jak Bałtyk. Tego rodzaju sugestie nasiliły się zwłaszcza po stworzeniu Nadbrzeżnego Dywizjonu Rakietowego (NDR), zdolnego teoretycznie razić cele odległe o 180 km przy pomocy rakiet NSM. Po co posiadać okręty, skoro nad morzem można panować przy pomocy pocisków odpalanych z lądu i samolotów, dla których Bałtyk to mały akwen? To błędne rozumowanie oparte na założeniu, że jedynym celem wojny na morzu jest niszczenie wrogich okrętów nawodnych. Z brzegu i kokpitu myśliwca nie sposób trwale kontrolować morza, bo nie da się prowadzić skutecznej wojny minowej, rozróżniać pomiędzy wrogimi a neutralnymi statkami handlowymi, przeciwdziałać atakom dywersyjnym czy utrzymywać stałej osłony dla własnego handlu. Należy pamiętać, że samoloty mają ograniczony czas patrolowania a NDR tylko w teorii może atakować cele odległe o 180km, ponieważ bez otrzymywania informacji o celach z innych źródeł jest to około 50 km. Za mało, aby na przykład z terytorium Polski zamknąć wyjście z Bałtyjska.

Siły zbrojne osiągają najlepsze efekty korzystając z zasady synergii, kiedy różne ich rodzaje wspierają się nawzajem. Warto więc utrzymywać Marynarkę Wojenną, pamiętając jednak o tym, że powinna być zbudowana adekwatnie do stawianych przed nią zadań. Plany jej modernizacji muszą uwzględniać w sposób realistyczny możliwości budżetowe państwa i unikać zbyt ambitnych założeń, nie przystających do bądź co bądź drugorzędnej roli morza jako teatru działań w ewentualnej wojnie z Rosją.

Źródła inspiracji i przeciwnik

Modernizując Marynarkę Wojenną, a właściwie w znacznej mierze budując ją na nowo, warto przyjrzeć się jak swoje siły morskie zbudowały porównywalne państwa bałtyckie – Finlandia i Szwecja. W ich przypadku widać, że w sposób jasny za podstawowe zadanie floty uznano obronę własnego wybrzeża i szlaków żeglownych. W przypadku Szwecji największymi okrętami są nowoczesne korwety typu Visby (zaledwie 640 ton wyporności, dla porównania planowane polskie korwety Miecznik mają być cztery razy większe), uzupełnione przez pięć stosunkowo nowoczesnych okrętów podwodnych, szereg trałowców i liczne lżejsze jednostki patrolowe. Finowie mają cztery niewielkie kutry rakietowe (choć stosunkowo silnie uzbrojone), wsparte przez trałowce i jednostki patrolowe. Floty obu tych państw mają o tyle ułatwione zadanie, że ich wybrzeża są bardzo skomplikowane, pełne wysepek i zatok, w których łatwo się ukryć. Marynarka Wojenna RP jest w diametralnie odmiennej sytuacji, bowiem polska linia brzegowa praktycznie uniemożliwia próby zamaskowania okrętów poza bazami i przeprowadzania ataków z zaskoczenia.

Finowie i Szwedzi są przekonani, że większe okręty wojenne na Bałtyku nie mają sensu, gdyż są zbyt drogie w porównaniu do osiąganych korzyści. Nie próbują też tworzyć sił o charakterze ekspedycyjnym, przeznaczonych do działania na dalszych morzach. Robią tak pomimo faktu, że gospodarki ich państw są w jeszcze większym stopniu niż polska uzależnione od transportu morskiego. Prawdopodobnie w Helsinkach i Sztokholmie racjonalnie założono, że o bezpieczeństwo międzynarodowych szlaków żeglugowych i tak zadbają inne państwa Zachodu, takie jak USA czy Wielka Brytania. Gdyby Finlandia czy Szwecja znalazły się w stanie wojny z jednym prawdopodobnym przeciwnikiem – Rosją, to i tak samodzielnie nie byłyby w stanie chronić swojego handlu morskiego na Morzu Północnym czy Atlantyku w starciu z rosyjską Flotą Północną.

Patrząc na potencjał flot fińskiej i szwedzkiej jako inspiracji, warto też przyjrzeć się potencjałowi przeciwnika, czyli rosyjskiej Floty Bałtyckiej. Jej obecny kształt to spadek po okresie Układu Warszawskiego, bowiem po rozpadzie ZSRR nie przeszła ona radykalnej przebudowy. Flota Bałtycka ma wobec tego charakter wybitnie uderzeniowy, przeznaczony głównie do zwalczania wrogich okrętów i wysadzania desantów. W czasie zimnej wojny zakładano, że będzie toczyć bój z siłami NATO w zachodniej części Morza Bałtyckiego, walcząc o dostęp do duńskich cieśnin i plaż. Z tego powodu główna baza jej sił nawodnych mieści się w Bałtyjsku, będącym znacznie bliżej strefy założonych wówczas działań, a nie w znacznie mniej wystawionych na uderzenie Kronsztadzie i Sankt Petersburgu.

Główne siły Floty Bałtyckiej to dwa niszczyciele, dwie fregaty, cztery korwety, trudna do dokładnego ustalenia liczba kutrów rakietowych (do około dziesięciu sprawnych) i dwa okręty podwodne. Dodatkowo liczne jednostki patrolowe i desantowe. Poza korwetami projektu 20380, są to jednostki dość stare, w najlepszym wypadku z początku lat 90. Pomimo tego Flota Bałtycka, jak na warunki naszego morza, dysponuje znacznym potencjałem, zwłaszcza jeśli chodzi o rakiety przeciwokrętowe, które są specjalnością Rosjan. Wyraźny jest natomiast brak istotnych sił przeciwminowych. Posiadane trałowce są bardzo stare i nieliczne. W czasie zimnej wojny nie stawiano na ich rozwój, bo wojną minową miała się zajmować w znacznej mierze MW PRL. Powinno to wskazywać kierunek rozwoju współczesnej polskiej floty. Warto wykorzystywać słabości przeciwnika i nie próbować się z nim mierzyć w tym, w czym jest najsilniejszy, czyli w walce nawodnej.

Potencjał Marynarki Wojennej

W porównaniu do potencjału sił uderzeniowych Floty Bałtyckiej siły Marynarki Wojennej prezentują się dość blado. Dwa jej największe okręty, eks-amerykańskie fregaty typu Oliver Hazard Perry (OHP) ORP Gen. T. Kościuszko i ORP Gen. K. Pułaski, są stare i wyeksploatowane. Pochodzą z początku lat 80. i od tego czasu nie przechodziły większych modernizacji. Flota USA ostatnie jednostki tego typu już wycofała ze służby. Projektowano je głównie z myślą o zwalczaniu okrętów podwodnych na Atlantyku, więc ich zdolności do zwalczania samolotów i okrętów nawodnych są ograniczone. Ze względu na wiek, zużycie i brak większych zapasów amunicji, możliwości bojowe obu jednostek są małe. Prowadzony obecnie pierwszy poważny remont ORP Pułaski nie zmieni znacząco tej sytuacji, pomimo wydania nań 130 mln złotych. Dzięki temu będzie mógł jednak służyć do 2025 roku i stanowić kuźnię kadr oraz wyruszać na misje sojusznicze poza Bałtyk. ORP Kościuszko najpewniej w ciągu kilku lat stanie się rezerwuarem części zamiennych i będzie kanibalizowany. Oba okręty nie mają przed sobą przyszłości i nie należy ich zastępować podobnymi.

Znacznie cenniejszymi jednostkami dla Marynarki Wojennej dziesięć razy mniejsze okręty rakietowe typu Okran. Jednostki te mają zawiłą historię powstania. Początkowo budowano je dla floty NRD. Częściowo ukończone zostały odkupione w połowie lat 90. i dokończone w Polsce. Przez wiele lat pływały niedozbrojone, bez rakiet przeciwokrętowych, ale obecnie mają już wyrzutnie nowoczesnych szwedzkich pocisków RSB-15 Mk.III. W efekcie dziś te trzy jednostki stanowią główne siły uderzeniowe polskiej floty. Są jednak bardzo wyspecjalizowane i nie nadają się do innych zadań. Nie mogą np. prowadzić efektywnych patroli i chronić żeglugi.

Drugim komponentem sił uderzeniowych Marynarki Wojennej są okręty podwodne. Tutaj sytuacja jest jednak rozpaczliwa. Formalnie na stanie jest pięć okrętów, jednak cztery z nich są bardzo stare i o nikłej przydatności bojowej. To okręty typu Kobben, otrzymane w darze od Norwegii i pochodzące jeszcze z lat 60. Nigdy nie zostały poddane większej modernizacji i ze względu na zużycie powinny zostać jak najszybciej wycofane ze służby. Dawno temu zrobiły to floty Danii i Norwegii, które posiadały takie jednostki. W stosunkowo najlepszym stanie jest piąty i największy polski okręt podwodny ORP Orzeł. To zbudowana w połowie lat 80. radziecka jednostka określana przez NATO jak typ Kilo, skądinąd wyjątkowo udanej konstrukcji. Dzisiaj, 30 lat po wodowaniu, to nadal jeden z najnowszych i najgroźniejszych okrętów Marynarki Wojennej, jednak brak poważniejszych modernizacji powoduje, że nie sposób go już nazwać nowoczesnym.

Ostatnim większym okrętem jest ORP Kaszub, zbudowany w latach 80. To korweta przeznaczona do zwalczania okrętów podwodnych. Jednostka bardzo potrzebna, jednak również nigdy nie modernizowana i reprezentująca technicznie okres sprzed trzech dekad.

Duże okręty uzupełnia łącznie 18 mniejszych jednostek przeznaczonych do walki minowej.  To znacznie więcej niż posiada cała rosyjska Flota Bałtycka. Widać tu efekty specjalizacji z okresu Układu Warszawskiego. Ważnymi jednostkami jest też pięć okrętów desantowo-minowych typu Lublin, zbudowanych na przełomie lat 80 i 90. Wykaz jednostek Marynarki Wojennej dopełnia kilkanaście okrętów pomocniczych, takich jak okręty rozpoznawcze, zaopatrzeniowe, ratownicze czy szkolne.

Nową jakością w Marynarce Wojennej jest Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy (NDR). To jednostka uzbrojona w bardzo nowoczesne norweskie rakiety przeciwokrętowe NSM o zasięgu teoretycznym wynoszącym 180 km. Dywizjon ma ich mieć docelowo 48, 24 na sześciu wyrzutniach i 24 w zapasie. Własne systemy rozpoznawcze NDR umożliwiają jednak namierzenie i śledzenie celu odległego o maksymalnie 50 km. Brakuje sprawnego systemu wskazywania celów na dalszych dystansach przy pomocy np. samolotów, śmigłowców czy okrętów. Trwają w prace w kierunku jego stworzenia, ale dopóki go nie będzie, to potencjał NSM jest istotnie ograniczony. Podpisano umowę na dostawę sprzętu dla drugiego NDR – również w jego wypadku brak systemu namierzania i śledzenia celu istotnie ograniczać będzie jego możliwości.

Planowane programy modernizacyjne

Ze względu na zaawansowany wiek większości polskich okrętów, najdalej w przyszłej dekadzie trzeba je wszystkie, poza ewentualnie Orkanami i ORP Orzeł, wymienić lub zmodernizować. Jeśli się tego nie zrobi, Marynarka Wojenna będzie miała zupełnie symboliczne możliwości. Na poziomie deklaracji problem jest dostrzegany w MON. Jak już wspomniano, modernizacja sił morskich jest jednym z priorytetów programu modernizacji na lata 2017-2022. Jednak faktyczne jej przeprowadzenie stoi pod znakiem zapytania.

Cztery najważniejsze morskie programy zbrojeniowe to Czapla, Miecznik, Orka i Kormoran. Dwa pierwsze są powiązane i zakładają budowę łącznie sześciu okrętów w oparciu o ten sam kadłub. Czaple mają być nieco mniejsze i służyć jako jednostki patrolowe ze zdolnością do zwalczania min. Mieczniki mają być klasycznymi korwetami wielozadaniowymi o wyporności około dwóch tysięcy ton, odpowiednikami rosyjskich jednostek projektu 20380. Plan zakłada zakupienie po trzech okrętów każdego typu, które zostaną zbudowane w polskiej stoczni na bazie rozwiązań licencjonowanych zza granicy i sprowadzanych podezespołów.

Program Orka ma na celu nabycie trzech okrętów podwodnych. Ona również mają być budowane w Polsce na podstawie licencji i przy współpracy z zagranicznym kontrahentem. Rozważana jest opcja uzbrojenia ich w rakiety manewrujące dalekiego zasięgu, które miałyby stanowić narzędzie odstraszania strategicznego.

Program Kormoran zakłada zbudowanie trzech niszczycieli min. Pierwszy przechodzi obecnie próby morskie i ma zostać przyjęty do służby jeszcze w tym roku. Okręty buduje gdyńska stocznia Nauta a polski przemysł zbrojeniowy ma wystarczające zdolności do praktycznie samodzielnego wyposażenia takich jednostek.

Dodatkowo prowadzone są prace wyposażeniowe na okręcie patrolowym Ślązak, który pierwotnie miał być prototypem całej serii korwet wielozadaniowych typu Gawron. Budowa trwa już jednak 15 lat i aby w ogóle okręt powstał, postanowiono go ukończyć w mocno niedozbrojonej wersji z nadzieją, że w przyszłości uda się dokupić brakujące uzbrojenie. Prace nad Ślązakiem prowadzone w gdyńskiej Stoczni Marynarki Wojennej są przykładem tego, jak nie należy zabierać się do modernizacji floty i zostaną opisane szerzej poniżej.

Ponadto planowane jest pozyskanie szeregu okrętów pomocniczych w ramach programów Supply (zbiornikowiec zdolny do zaopatrywania okrętów w paliwo w morzu), Delfin (okręt rozpoznania elektronicznego), Ratownik (okręty ratownicze) i Bałtyk (duży okręt wsparcia logistycznego). Trwają też prace nad zakupieniem nowych holowników, szeregu drobnych jednostek i wyposażenia specjalistycznego, takie jak system do zdalnego poszukiwania i niszczenia min Kijanka czy systemu ochrony portów Ostryga.

Nowa Marynarka Wojenna rodzi się w bólach

Plany modernizacji Marynarki Wojennej w tym kształcie zarysowano już w 2012 roku, jednak od tego czasu ich realizacja nie posunęła się znacząco do przodu. Godnym wyróżnienia wyjątkiem jest tu program Kormoran. Stocznia Nauta w sposób wręcz modelowy zbudowała prototypowy okręt, trzymając w ryzach koszty i dotrzymując terminu. Wszystko wskazuje na to, że do końca 2016 Marynarka Wojenna wzbogaci się o nowoczesny niszczyciel min i pozostaje mieć nadzieję, że dwa kolejne będą budowane równie bezproblemowo. Okręty tej klasy są bardzo potrzebne, biorąc pod uwagę duże znaczenie zadania obrony szlaków morskich. Bałtyk idealnie nadaje się do wojny minowej, więc Marynarka Wojenna musi mieć odpowiednie środki do jej prowadzenia.

Na tym jednak kończą się pozytywne informacje. Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że dość szybko postępuje program Orka. Jednak w sposób nieprzemyślany postanowiono wpisać do wymagań zdolność do przenoszenia przez okręty podwodne rakiet manewrujących. Stało się tak za sprawą modnej teorii, że będą one zdolne do odstraszania strategicznego Rosji. Jest to jednak fikcja, bowiem kilkanaście takich pocisków (realistycznie jeden okręt rozmiarów Orki nie zabierze ich na raz więcej niż kilka) uzbrojonych w półtonowe głowice konwencjonalne nie odstraszy mocarstwa jądrowego od realizacji takiego planu jak agresja na Polskę. Na tle ryzyka wojny z całym NATO zniszczenia spowodowane przez polskie okręty podwodne będą jednym z mniejszych zmartwień Kremla. Dążenie do zakupienia rakiet manewrujących z Orkami spowodowało znaczny wzrost komplikacji programu, konieczność redefinicji wielu jego wymagań i podniesienie potencjalnych kosztów.  W praktyce prace nad Orką są obecnie blisko pozycji wyjściowej. Choć jeszcze w 2015 roku deklarowano wprowadzenie do służby pierwszego okrętu przed 2020 rokiem, to obecnie mówi się raczej o 2024. Prowadzone są też rozmowy nad „wypożyczeniem” jakiejś używanej jednostki, aby móc wycofać z linii stare Kobbeny. MON zastanawia się też nad ewentualnym zakupem Orek we współpracy z innym państwem NATO. Można się niestety spodziewać, że cały program zakończy się na kolejnej prowizorce, czyli oparciu sił podwodnych w następnej dekadzie o starego Orła i nowy-stary wypożyczony okręt.

Programy Czapla i Miecznik są w fazie formułowania precyzyjnych wymagań i wstępnych rozmów z potencjalnymi dostawcami. Terminy realizacji są jednak bardzo niejasne. Jeszcze do niedawna planowano przyjmować po jednej jednostce rocznie w latach 2017-2022, jednak obecnie można z całą pewnością nazwać to mrzonką, zwłaszcza, że wobec najnowszych informacji MON finansowanie pozyskania Czapli ma się rozpocząć dopiero po 2019 roku. Sprawę komplikuje wymóg budowania tych okrętów w Polsce. Jeszcze do niedawno miały powstawać w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni, co było bardzo kontrowersyjnym pomysłem ze względu na jakość jej prac przy Gawronie/Ślązaku. W lipcu MON ogłosił, że uczynienie z gdyńskiej stoczni lidera konsorcjum budowy nowych okrętów jest „obarczone zbyt dużym ryzykiem”. W efekcie znów trwają analizy, gdzie właściwie mają powstać Czaple i Mieczniki.

Duże znaczenie w podjęciu takiej decyzji miało ujawnienie, że zaplanowane na koniec 2016 roku ukończenie Ślązaka odwlecze się jednak na połowę 2018 roku. Jeśli tak się stanie, to okręt będzie powstawał przez 17 lat. Taki wynik to nie tylko wina gdyńskiej stoczni, która okazała się być niezdolna do budowy tak dużego i nowoczesnego okrętu. Znaczna część odpowiedzialności spada na MON i kolejne rządy. Chciano silnej i nowoczesnej jednostki, ale nie przeznaczono na jej budowę dość pieniędzy. Nierealna ocena możliwości budżetu w połączeniu z przerostem ambicji doprowadziła do blamażu, którego końca nie widać.

Powyższe każe zastanowić się na ile realne są plany budowy jeszcze bardziej zaawansowanych technologicznie okrętów w Polsce. O tym na ile sensowne są próby polonizacji tudzież transferu technologii i czy nie są one jedynie dod. utrudnieniem, które dodatkowo skokowo zwiększa koszty napiszemy w jednym z kolejnych tekstów.

Ograniczenie ambicji jest wskazane

Niestety istnieje poważne ryzyko, że podobnie może skończyć znaczna część bieżących planów modernizacji Marynarki Wojennej. W obecnym kształcie są one bardzo ambitne, jeśli wręcz nie zbyt ambitne i zarazem ignorujące realne możliwości budżetowe państwa. Wiele kosztownych programów ma być prowadzonych równocześnie, powodując piętrzenie się kosztów w latach 2020-25. Już teraz najnowsza odsłona Planu Modernizacji Technicznej  skupia się głównie na „urealnieniu” jego finansowania, co po prostu oznacza, że w pierwotnej wersji był on za drogi. Biorąc pod uwagę działania obecnego rządu w postaci podnoszenia wydatków socjalnych i w połączeniu z niechybnie nadchodzącym w 2020 roku końcem szczodrego finansowania z funduszy strukturalnych UE, Polskę mogą czekać ciężkie czasy jeśli chodzi o stan budżetu państwa. Konieczne będą cięcia i biorąc pod uwagę mniejsze znaczenie Marynarki Wojennej niż Wojsk Lądowych i Sił Powietrznych, to ona może stracić najwięcej pieniędzy.

Wobec takiej perspektywy brnięcie w ambitny plan modernizacji jest ryzykowne. Warto odłożyć na półkę projekty budżetowo nierealistyczne i skoncentrować się na tym, żeby w ogóle kupić jakieś nowe okręty, w tym koniecznie choćby jeden  okręt podwodny. Podobnie należy ograniczyć plany odnośnie budowy Mieczników i Czapli. Zwłaszcza te drugie wydają się zbędne. Jako okręty do zwalczania min będą w znacznej mierze dublować zadania mniejszych i tańszych Kormoranów. Jednocześnie będą łatwiejszymi celami dla wroga ze względu na swoje znacznie większe rozmiary i słabe uzbrojenie przeciwlotnicze i przeciwrakietowe. Poważnie należy się zastanowić nad sensem budowania okrętu Bałtyk, jako jednostki wybitnie przeznaczonej do działań ekspedycyjnych. Biorąc pod uwagę jak wiele trzeba zrobić w znacznie ważniejszych kwestiach obrony wybrzeża i szlaków komunikacyjnych na polskim morzu, wydawanie znacznych pieniędzy na potencjalnie największy okręt w historii Polski jest nierozsądne.

Wartym rozważenia pomysłem jest skupienie się na zbudowaniu Mieczników, które będą mogły zapewnić obronę przed uderzeniami lotniczymi, rakietowymi i podwodnymi dla np. konwojów płynących do Świnoujścia i jednocześnie blokować rosyjski handel. Ze względu na przewagę Floty Bałtyckiej ich wysyłanie na centralny Bałtyk i Zatokę Gdańską byłoby bardzo ryzykowne do czasu przynajmniej częściowego zneutralizowania potencjału Obwodu Kaliningradzkiego. Do trzymania w szachu Rosjan w Bałtyjsku, oraz uniemożliwienia im swobodnego działania przy polskim wybrzeżu, musiałby wystarczyć dwa NDR z rozbudowanym system wskazywania celów, trzy Orkany i miny. Dwa – trzy okręty podwodne mogłyby działać na rosyjskich liniach zaopatrzeniowych na centralnym Bałtyku, który też jest najbardziej korzystny do działania takich jednostek ze względu na stosunkowo dużą głębokość.

Samotny Ślązak, nawet symbolicznie uzbrojony, może w czasie pokoju  swobodnie służyć do misji sojuszniczych, takich jak np. patrole na Morzu Śródziemnym czy Oceanie Indyjskim. Do walki z przemytem, migracją i piratami nie potrzeba zaawansowanego uzbrojenia. Na wypadek wojny okręt jest gotowy do szybkiego dozbrojenia do poziomu podobnego do Mieczników, choć byłoby to kosztowne rozwiązanie.

Choć to temat bardzo niepopularny w Marynarce Wojennej przywiązanej do Portu Wojennego w Gdyni, to warto zastanowić się nad rozbudową i modernizacją bazy w Świnoujściu, która obecnie ma charakter drugorzędny i stacjonuje tam jedynie dywizjon trałowców. Port gdyński znajduje się bardzo blisko znacznych sił wroga w Obwodzie Kaliningradzkim i nie można go uznać za bezpieczną przystań na wypadek wojny, zwłaszcza dla większych okrętów.

Wnioski:

– Modernizacja Marynarki Wojennej jest bardzo potrzebna. Zdecydowana większość jej okrętów jest przestarzała.

– Całkowita rezygnacja z sił morskich jest niewskazana. Wyłącznie z lądu i powietrza nie sposób skutecznie zapewnić obrony wybrzeża i szlaków żeglugowych w czasie wojny. Okręty mają też ważne zadania w czasie pokoju, których nie da się wykonywać bez nich.

– Obecne plany modernizacji Marynarki Wojennej wymagają krytycznej oceny. Należy je zbudować w sposób realistyczny, uwzględniając możliwości budżetowe państwa. Dążąc do realizacji nadmiernie ambitnych planów stwarza się ryzyko ich fiaska i pogrążenia całego procesu bardzo potrzebnej modernizacji.

– Znacznie lepiej będzie skutecznie i całościowo zrealizować kilka programów, niż napocząć wszystkie i  żadnego nie dokończyć. Należy rozważyć rozciągnięcie programu modernizacji w czasie, aby uniknąć spiętrzenia się wydatków w pierwszej połowie przyszłej dekady.


zdjęcie: ORP Orzeł (Tomasz Przechlewski,Sopot – a82010_9385, CC BY 2.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=10582979)