Polsko – litewski węzeł gordyjski

Bartosz Światłowski

  • Polskie postrzeganie współczesnej Republiki Litewskiej ma podwójny charakter: geopolityczny i narodowościowy.
  • Litwa jest dziś pełnoprawnym członkiem NATO i UE z czego wynikają konsekwencje prawne, polityczne i geostrategiczne. Wilno musi przestrzegać określonych prawem norm międzynarodowych dotyczących poszanowania praw mniejszości narodowych. W tym przede wszystkim umowy zawartej z Polską w 1994 roku. Jednocześnie jako podmiot geopolityczny RL narażona jest na wrogą politykę ze strony Rosji. By temu przeciwdziałać Litwa powinna szukać trwałych sojuszników w najbliższym otoczeniu. Ze względów geograficznych kluczowe znaczenie przypada Polsce. Również z punktu widzenia Polski dobre relacje z Litwą mają znaczenie w perspektywie przeciwdziałania rosyjskiemu neoimperializmowi.

  • Pomimo zasadniczo odmiennego od Białorusi i Ukrainy statusu Litwy w obecnym systemie międzynarodowym, sposób traktowania mniejszości polskiej oraz dwustronne relacje polityczne znalazły się w głębokim kryzysie. Problem w przypadku Warszawy leży po stronie instytucjonalnych słabości państwa i programowej próżni w polityce zagranicznej ostatnich lat. Litwa natomiast mierzy się z antypolskimi fobiami także na poziomie tożsamości nowoczesnego narodu.
  • Niewspółmierność formalnego i roboczego wymiaru z rzeczywistą liczbą postulatów zrealizowanych przez RL skłania do uznania tego obszaru za szczególnie interesujący z punktu widzenia weryfikacji szerokich celów polskiej polityki zagranicznej. Obecna sytuacji asymetrii w realizacji zobowiązań traktatowych jest najtrudniejszym wyzwaniem dla polskiego MSZ w relacjach dwustronnych.
  • Papierkiem lakmusowym rzeczywistej postawy władz litewskich względem mniejszości polskiej nie są deklaracje poszczególnych liderów ugrupowań politycznych. Ustawy o reprywatyzacji, oświacie czy orzeczenia sądów dotyczące pisowni nazwisk w rzeczywisty sposób weryfikują intencje państwa litewskiego względem własnych obywateli o korzeniach polskich. Przemocy symbolicznej towarzyszy przymus instytucjonalno – prawny.
  • Polska mniejszość na Litwie, choć politycznie skonsolidowana, nie jest monolitem. Obok starszych działaczy o postkomunistycznym rodowodzie czy członków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie (AWPL), znajdują się także młodsi aktywiści o narodowych bądź liberalnych przekonaniach. Ludzi ci powinni stać się obiektem szczególnej troski państwa polskiego. Nie tylko ze względu na problemy Polaków z litewską oświatą, ale na powolne zatracanie związków z ojczystymi mową, kulturą i historią. Mimo to faktem pozostaje, że jedynym podmiotem mającym jakiekolwiek, choć niekoniecznie jednoznaczne, znaczenie polityczne jest AWPL Waldemara Tomaszewskiego.
  • Kontynuacja dotychczasowej linii oznaczałaby w istocie administrowanie finansowym wsparciem, przy jednoczesnym braku realizacji postulatów ujętych w planie współpracy z Polonią i Polakami za granicą – efektywnego nauczania języka polskiego, aktywizacji polskiej mniejszości i wzmacniania więzi z Polską.
  • W długiej perspektywie stawką jest ocalenie kultury polskiej na Litwie. Z czasem mniejszość polska z obecnego stanu zwartych terytorialnie grup może przekształcić się w wyspowy, śladowy folklor poszczególnych regionów. To powoduje, że zwykła „polityzacja” problemu poprzez usprawiedliwiane racją stanu lekceważenie mniejszości polskiej w formułowaniu polityki wobec Wilna byłaby działaniem pozornie naprawczym, w istocie problem pogłębiającym.
  • Istnieją trzy możliwe modele kształtowania relacji polsko – litewskich: marginalizacji, geopolityzacji i regionalizacji.

Jerzy Giedroyc używając barwnej metafory o „dwóch trumnach” rządzących polską polityką zapewne nie przypuszczał, że doktryna której był współtwórcą sama zamrozi sposób myślenia polskich elit na długie lata. Koncepcja suwerenności Ukrainy, Litwy i Białorusi jako warunku bezpieczeństwa Polski określiła rodzaj postrzegania tych państw przez całą elitę polityczna III RP. Od Aleksandra Kwaśniewskiego przez Bronisława Geremka aż po braci Kaczyńskich, wszyscy utożsamiali swoją politykę wschodnią z ideami wypracowanymi przez Mieroszewskiego i Giedroycia. Myśl, która miała powodować zbudowanie trwałych więzi Warszawy z Wilnem, Mińskiem i Kijowem nie miała jednak źródła państwo-centrycznego. Po pierwsze, na poziomie instytucjonalnym była wytworem części emigracyjnych elit działających w stanie niepaństwowym. Po drugie, co wiąże się z poprzednim, jej głównym umotywowaniem było szeroko rozumiane pokojowe współistnienie tej części Europy z uwzględnieniem czynnika rosyjskiego.

Nieporadność

ULB z jednej więc strony wdrukowało istotny kod geopolityczny w myślenie polskich elit politycznych po 1989 roku, z drugiej przeoczyło niezbędny moment państwowy. Bez sprawnego państwa posiadającego trwały rdzeń teorii rządzenia proste wyrzeczenie się pewnych tradycji politycznych (choćby jako inspiracji) musiało grozić zwyczajną ignorancją nt. tego regionu i sytuacji polskiej mniejszości. Budowanie doktryny państwowej w oparciu o jedną tylko koncepcję i bez dyskusji na jej temat skutkowało zjawiskiem narracyjnej pustki w postkomunistycznej III RP. Mit okrągłostołowego pojednania, Solidarności czy też odleglejsze wspomnienia wojennej hekatomby nie były zwornikiem, który mógł zbliżyć do siebie narody. Koncepcje Giedroycia i Mieroszewskiego z kolei realizowali nie oderwani od państwa intelektualiści, ale aktywni uczestnicy życia publicznego. W dziedzictwie tym teoria z czasem zaczęła odrywać się od praktyki, w której polityczny PR – tak ze strony Warszawy (szczególnie w okresie kierowania polska dyplomacją przez min. Sikorskiego) jak i Wilna brał górę nad interesami tak Polski, jak i Litwy.

Efektem słabości Warszawy była niezdolność do wskazania pożądanego rozwoju sytuacji litewskich Polaków. Polska elita władzy w sferze deklaratywnej identyfikująca program z doktryną ULB, w dziedzinie praktyki politycznej wykazywała zadziwiającą nieporadność. Wynikała ona z czegoś co w jednym ze swoich tekstów Rafał Matyja nazwał wysokim Współczynnikiem Absorbcji. Otóż dla większości rządów III RP busolą w tworzeniu racjonalnej strategii w polityce zagranicznej pozostawał przede wszystkim stopień przybliżenia państwa polskiego do wymagań stawianych przez międzynarodowe organizacje. Odbywało się to kosztem lekceważenia i marginalizowania wszelkich innych autorskich agend uwzględniających szerszą definicję interesu państwa także jako pewnej zwartej wspólnoty kulturowej, dbającej o los swoich dawnych obywateli.

Polskie postrzeganie współczesnej Republiki Litewskiej (także wśród elit państwowych) zdominowane zostało przez dwa obrazy – geopolityczny i narodowościowy. Obrazy te pozostają sprzeczne, utrudniając wypracowanie spójnej polityki władz w Warszawie. Geopolitycznie Litwa jest obszarem istotnym, o ugruntowanej przynależności sojuszniczej. Położenie między Obwodem Kaliningradzkim, Skandynawią, Polską i Białorusią zwiększa wagę geostrategicznej wartości regionu. Jednocześnie ta uniwersalna tożsamość bywała i wciąż bywa pokusą dla litewskich elit by szukać wsparcia przede wszystkim w krajach nordyckich. Ta koncepcja („Bałtoskandynawia” Kazysa Pakstasa) ma proweniencję międzywojenną. Dla Polski zasada, że jej polityka wschodnia zaczyna się na Północy, od Wilna, powinna być truizmem. Wziąwszy pod uwagę nieodzowność wypracowania wspólnej, niesprzecznej taktyki wobec Ukrainy czy tym bardziej Białorusi, niepodobna wyobrazić sobie skutecznej realizacji polskich interesów przy równoczesnym istnieniu antagonizmu między Warszawą a Wilnem.

Obraz narodowościowy jest tego antagonizmu jednym z przejawów. Wzmacniany przede wszystkim działaniami wymierzonymi przez państwo litewskie wobec faktycznej realizacji wszystkich praw mniejszości polskiej, jest jedynie pogłębiany przez wspomniane wady podejścia do osób o polskich korzeniach. Warszawa, zaniedbując przez wiele lat kontakty z AWPL i nie doceniając wagi problemu zmniejszania się liczby litewskich Polaków znających historię i język ojczysty, nie próbowała współtworzyć nowych środowisk polskich wykorzystujących inne sposoby funkcjonowania na litewskiej scenie politycznej. Imperatyw konsolidacji politycznej wobec pozostałych uczestników życia publicznego na Litwie przyczynia się do wyboru sojuszy z punktu widzenia polskich interesów co najmniej kontrowersyjnych. Bez jasno określonej strategii działania wobec polskiej mniejszości na Litwie nie ma mowy o realizacji jej interesu, zgodnym współdziałaniu Polski i Litwy na arenie międzynarodowej, czy skutecznym podtrzymywaniu polskości.

Taka sytuacja pogłębia jedynie wśród władz politycznej reprezentacji litewskich Polaków (AWPL) stanowisko Realpolitik. Ta ostatnia polega na łączeniu obyczajowego konserwatyzmu z politycznym współdziałaniem w aliansie z mniejszością rosyjską. W połączeniu z postkomunistyczną proweniencją części działaczy AWPL, całość owocuje prorosyjskością nie na poziomie krótkotrwałej kooperacji, ale długookresowej strategii przetrwania. Problem w tym, że imperatyw konsolidacji politycznej jedynie zawęża rozumienie interesu litewskich Polaków. Niewątpliwe sukcesy wyborcze Waldemara Tomaszewskiego, dramatycznie blakną jeśli zmierzyć je katalogiem spełnionych postulatów. Jednak klucz do ich rozwiązanie nie znajduje się wśród liderów Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

„Strategiczne partnerstwo”

W ostatnich latach stosunki polsko – litewskie wbrew pozorom nie były wcale zakładnikiem kwestii ochrony praw mniejszości polskiej. Stały się one raczej więźniem szerszej polityki obu stolic – odwrotu Warszawy z aktywnej polityki wschodniej i niezdolności litewskich elit do przepracowania „Wielkiej Narracji” historycznej. Kwestie związane z prawami litewskich Polaków funkcjonowały jako pretekst do działań o szerszym horyzoncie bądź były efektem znacznie głębszych uprzedzeń.

Po stronie polskiej oprócz wspomnianych słabości instytucjonalnych i strategicznych, dominował pozbawiony konsystencji programowej dryf ku Zachodowi. Litwa w planach ministra Sikorskiego pełniła funkcję pokazowego worka treningowego, uzasadniającego racjonalność powrotu do koncepcji „polityki piastowskiej”. Świadomie koniunkturalne podgrzewanie emocjonalnego poziomu obustronnych animozji do pewnego momentu było równoważone przez dobre stosunki Lecha Kaczyńskiego z Valdasem Adamkusem. Od kilku jednak lat regres w relacjach Warszawy z Wilnem stał się bardzo już wyraźny.

Problem po stronie litewskiej zawiera trzy konstytutywne komponenty: tożsamościowy, polityczny i strategiczny. Wielkie narracje historyczne budowane przez „patriarchów narodowego odrodzenia Litwy” z końca XIX i początku XX wieku postrzegają litewskość archetypicznie. Litewskość współczesna ma wprost łączyć się z czasami sprzed unii polsko – litewskiej, wypierając bogate dziedzictwo „starolitewskie”. Tworzona w obliczu przekonania o polonizacyjnym zagrożeniu współczesna tożsamość Litwinów jest więc zasadniczo jeśli nie antypolska, to sceptyczna wobec wspólnej historii. Jej charakter jest w pewnym sensie epigońską kontynuacją smetonowskiej wizji historii.

Pozorne potwierdzenie tezy o trwałości postawy antypolskiej w bieżących badaniach opinii publicznej (Litwini postrzegają Polskę jako drugie po Rosji najgroźniejsze państwo) nie wytrzymuje jednak krytyki. Konfrontacja z wynikami z okresu zbliżenia lat 2004 – 2007 pokazuje dużą podatność społeczeństwa na aktualne tendencje w polityce zagranicznej. Tu problemem pozostaje polityczna niezdolność litewskiego przywództwa do zmiany paradygmatycznych postaw własnego narodu. Litwini przez długi czas ignorowali możliwość zabiegania o integrację z litewskimi Polakami poprzez wciąganie tych ostatnich do partii politycznych. Obu stronom znacznie bardziej opłacał się sojusz funkcjonalny, którego jednak faktycznym beneficjentem do pewnego czasu pozostawali jedynie Litwini.

Równolegle do polityki gestów i deklaracji współpracy w budowie wspólnej Europy obserwować można ostentacyjnie dyskryminujące polską mniejszość działania organów władzy. Zgodnie z polsko – litewską umową z 1994 roku osoby należące do mniejszości polskiej „mają prawo indywidualnie lub wespół z innymi członkami swej grupy do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości narodowej, kulturowej, językowej i religijnej, bez jakiejkolwiek dyskryminacji i przy zachowaniu pełnej równości wobec prawa”. Wbrew temu władze litewskie zazwyczaj przyjmują bardzo podobny schemat wprowadzania w życie projektów dotyczących mniejszości polskiej. Otóż zmiany (reprywatyzacja, oświata) znajdują mniej lub bardziej racjonalne uzasadnienie w obiektywnych uwarunkowaniach (takich jak zmniejszenie liczby ludności, standardy panujące na świecie, czynniki ekonomiczne). Jednak na poziomie „operacyjnym”, który decyduje o tym kto poniesie największe koszty działań litewskich władz racjonalność zamienia się w ledwie skrywaną wrogość. Ustawa reprywatyzacyjna z 1996 wprowadzała tzw. przenosiny ziemi skutkujące możliwością odzyskania znacjonalizowanego majątku w dowolnym miejscu. Oczywistym rezultatem było pozbawienie wielu litewskich Polaków szans na odzyskanie ziemi na Wileńszczyźnie w konkurencji z lepiej zorganizowanym kapitałem litewskim. Podobnie ustawa o oświacie z 2011 roku jest wyrazem prawno – instytucjonalnej przemocy. Ujednolicenia egzaminów, zwiększenia liczby godzin nauki w języku litewskim, czy decyzji o likwidacji w pierwszej kolejności szkół mniejszości nie próbowano nawet łagodzić rozwiązaniami ułatwiającymi wejście przepisów w życie (np. okresy przejściowe). Państwo litewskie świadome defensywnej pozycji mniejszości polskiej jedynie pogłębiało złą sytuację w omawianych obszarach, ignorując także gospodarcze problemy Wileńszczyzny. Ukoronowaniem tej postawy jest przemoc symboliczna (a w codziennej rzeczywistości praktyczna) jaką jest niezgoda na polską pisownie nazwisk i nazw ulic.

Zawiązane jeszcze w latach 90tych „strategiczne partnerstwo” polsko – litewskie było przede wszystkim wynikiem konieczności przyjęcia wspólnej strategii akcesyjnej do UE i NATO. Powyższe wymuszało na Wilnie neutralizację kwestii ochrony praw mniejszości. Późniejsze dobre relacje prezydentów A. Kwaśniewskiego i L. Kaczyńskiego z V. Adamkusem również nie były elementem jakiejś głębszej zmiany wewnątrz obu państw. Obecne zamrożenie relacji politycznych na linii Warszawa – Wilno paradoksalnie przyczyniło się do upodmiotowienia litewskich Polaków jako zwartej siły wyborczej. To ostatnie dostrzec można także na poziomie zachowania liderów partii litewskich, które zaczęły wciągać na swoje listy osoby polskiego pochodzenia (liberałowie, zabiegi konserwatystów) bądź tworzyć polskie frakcje (partia byłego mera Wilna Arturasa Zuokasa, Socjaldemokraci). Gotowość części polskich środowisk do podjęcia tej współpracy potwierdza ich lojalność względem państwa litewskiego i może przyczynić się z czasem do zdemonopolizowania pozycji AWPL.

Osobnym problemem jest kwestia wewnętrznych źródeł słabości litewskiego państwa. Litewskie przywództwo polityczne nie było w stanie egzekwować dwustronnych ustaleń dotyczących polskiej pisowni (ustawa z 2010) na poziomie klubów poselskich i aparatu partyjnego. To naturalnie stawia pod znakiem zapytania wiarygodność zapewnień liderów o woli poprawy bilateralnych relacji. Także prezydent Grybauskaite nie unikała w przeszłości „gry antypolską kartą”. Pomimo silnej pozycji na litewskiej scenie politycznej nie dążyła ona do wskazania możliwych sposobów rozwiązania problemów.

Bezpośrednim instytucjonalnym odpowiednikiem braku wyznaczenia strategii poprawiającej sytuację mniejszości były zmiany prawne i strukturalne. Sejm Litewski wciąż nie uchwalił nowej ustawy o mniejszościach narodowych po wygaśnięciu poprzedniej przed kilkoma laty. Z kolei likwidacja Departamentu Mniejszości Narodowych (przywróconego niedawno po 5 latach) działającego bezpośrednio przy Kancelarii Premiera i pozostawienie drażliwych spraw w gestii Ministerstwa Kultury pokazywały skłonność do obniżania wagi problemu w agendzie litewskiej.

Działania państwa polskiego wobec mniejszości

Warto pamiętać, że kwestia wsparcia litewskich Polaków nie sprowadza się tylko do oryginalnej pisowni nazwisk, tabliczek z polskimi napisami czy zwrotu ziemi prawowitym właścicielom. Władze polskie powinny w znacznie większym stopniu kontrolować postawy beneficjentów państwowego wsparcia. Za kuriozalną należy uznać sytuację, w której liderzy AWPL, współkorzystający ze środków państwa polskiego prezentują stanowisko zasadniczo sprzeczne z jego racją stanu i oficjalną polityką Warszawy. Taka logika zdarzeń miała miejsce w trakcie wojny na Ukrainie. Waldemar Tomaszewski czy Zbigniew Jedziński ostentacyjnie wspierali zaborczą politykę Putina, nie spotkawszy się z reakcją władz polskich.

Długofalowa perspektywa powinna wymusić na polskich władzach skoncentrowanie większej uwagi na młodszych środowiskach wileńskich Polaków. To oni mocno wrośnięci w życie społeczne i polityczne Litwy, zdobywający coraz wyższe kwalifikacje są naturalnymi kandydatami na bycie częścią elit swojego państwa. Obstawanie przy dotychczasowej formie pomocy będzie skutkowało podtrzymaniem nieefektywnego, administracyjnego wsparcia osłabiającego w istocie szanse na realizację polskich interesów w stosunkach z Litwą.

Analiza funkcjonowania systemu przyznawania wsparcia finansowego projektom realizującym ustawę o współpracy z Polonią i Polakami za granicą pokazuje, że problem jest bardzo poważny. Trudno na podstawie listy beneficjentów państwowego wsparcia określić co jest najważniejszym celem pomocy – wzmocnienie szans na repatriację czy budowa elit. Instytucje (a jest ich 9) odpowiedzialne za politykę wobec Polaków mieszkających za granicą nie zdołały wypracować jasnego, generalnego celu przeznaczania środków publicznych. Unikanie programu repatriacji każe w tworzeniu elit upatrywać długofalowego zadania, które jak dotąd określało logikę zagranicznej pomocy. Problem polega na tym, że znaczącym ograniczeniem jakiejkolwiek strategii, a właściwie dowodem na brak tego rodzaju myślenia pozostawało nieadaptacyjne podejście wobec pomocy Polakom. Dotyczy to w najwyższym stopniu rodaków na wschodzie (w obszarze poradzieckim). Tutaj dynamika zmian politycznych na przestrzeni ostatnich 25 lat generowała zmiany w położeniu polskich mniejszości w sposób znaczący. Na gorsze.

Osiem lat w stosunkach międzynarodowych bywa epoką. Sytuacja mniejszości polskiej na Litwie między 2007 a 2015 rokiem uległa wydatnemu pogorszeniu. Także na skutek opisanych ruchów politycznych. Mimo to polski rząd nie był w stanie w tym czasie przedstawić nowego Rządowego Programu Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą. Ramy określające główne kierunki działania pozostawały więc przestarzałe. Wynikały z innych warunków politycznych, ekonomicznych, międzynarodowych, prawnych i bezpośrednio dotyczących mniejszości narodowej. Kolejnym wyrazem nieumiejętności korygowania założeń do zmiennej natury otoczenia międzynarodowego jest choćby brak zmian w budżecie po wydarzeniach na ukraińskim Majdanie. W ślad za takimi działaniami jak przekazanie w 2012 roku gospodarowania środkami finansowymi z Senatu do Ministerstwa Spraw Zagranicznych powinna iść większa odpowiedzialność tej ostatniej instytucji. Jednak od 2011 roku udział tematyki związanej z sytuacją polskich mniejszości na wschodzie w wystąpieniach szefów dyplomacji systematycznie spadał. Te przeciwstawne kierunki działań uzupełniane są kontrowersyjnymi cechami systemu dystrybucji środków dla podmiotów odpowiedzialnych za realizację priorytetów ministerstwa.

Co dalej?

Istnieją trzy możliwe modele kształtowania relacji polsko – litewskich: marginalizacji, geopolityzacji i regionalizacji.
Skuteczność pierwszego była weryfikowana przez ostatnie lata. Zmarginalizowanie Litwy jako gracza o potencjale geopolitycznym w imię twardych deklaracji o obronie praw mniejszości polskiej nie przyniosło spodziewanych efektów. Nieskuteczność tej linii mierzona może być wstrzymaniem wielu wizyt i platform wspólnego działania, które dotąd pozostawały stałym elementem stosunków bilateralnych. Regresywność polityki przyjętej przez Warszawę spotęgowała jedynie patologiczny status mniejszości polskiej jako zakładnika wewnątrz litewskich fluktuacji politycznych.

Postulowana niekiedy geopolityzacja miałaby polegać na częściowym przynajmniej poświęceniu interesów mniejszości polskiej na rzecz naprawy politycznej płaszczyzny współpracy. Za materiał scalający służyć miałoby rosyjskie zagrożenie, szczególnie mocno odczuwane w kręgach wileńskich elit. Jednak ta perspektywa relatywizuje charakter problemu do zagadnienia spełnienia przez stronę litewską kilku postulatów, jednocześnie przeceniając zwartość i spójność litewskich elit politycznych. Ani źródła litewskiej niechęci nie ograniczają się do prostej gry przedwyborczej, ani stawka w grze o ochronę mniejszości polskiej nie wydaje się tak mała.

Wreszcie regionalizacja oznaczałaby próbę naprawy stosunków poprzez wpisanie Litwy w szerszy program polskiej aktywność w regionie. Tu kluczowym punktem byłoby pozyskanie znacznej przychylności Estonii, Łotwy oraz Szwecji dla projektów geopolitycznych Warszawy. Maksymalne uwspólnotowienie agendy nadbałtyckiej znacznie uszczuplałoby przestrzeń, w której litewscy politycy dotąd skutecznie poszukiwali pretekstów do pogorszenia stosunków. Jednocześnie linia Warszawy mogłaby współgrać z bałtoskandynawską orientacją, tak ostatnio docenianą przez litewskich przywódców. Kompromisowość tej formy sanacji polegałaby na podtrzymywaniu postulatów polskiej mniejszości, ale nie za cenę medialnych potyczek. Polska mając ograniczone instrumenty egzekwowania przepisów umowy z 1994 roku powinna móc wypracować takie warunki polityki regionalnej, które sprawią, że litewska bierność stanie się nieopłacalna. Oczywiście nie oznacza to automatycznej realizacji postulatów polskiej strony.

Konieczna jest też próba stworzenia mapy drogowej, a nie próba osiągnięcia porozumienia we wszystkich od razu spornych sprawach, co nie wydaje się możliwe. Z drugiej strony – zważywszy na zagrożenie rosyjskie – nie może to oznaczać polityki małych kroków. Tak w Warszawie, jak i w Wilnie trzeba szukać podejścia realistycznego, ale zarazem odważnego.

Polska musi umieć połączyć dbałość o interesy polskiej mniejszości z dbałością o realizację interesów narodowych, dla których zagrożeniem jest Rosja. Lata, w których polska polityka zagraniczna w odniesieniu do Litwy przechodziła ze skrajności w skrajność nie służyły ani mniejszości, ani racji stanu RP.